niedziela, 30 września 2012

XXVI niedziela zwykła (B)

Lb 11,25-29
Działanie Boże jest tak wolne i bezinteresowne, że może on do niego zaangażować kogo chce i jak chce. Takie postępowanie, jak dla nas jest zawsze trudne do zaakceptowania: jesteśmy zawsze kuszeni, aby wymuszać dzieła Boże według naszego wąskiego sposobu widzenia i pojmowania, a kiedy On okazuje swoją całkowitą niezależność i wolność, dochodzimy do tego, że potrafimy się nawet Nim zgorszyć. Kiedy zaczniemy rozumować jak Bóg, wtedy nasze serce się wreszcie rozszerzy, obejmując swoją miłością wszystkich ludzi bez wyjątku. Ale dopóki to się nie stanie, pozostajemy wciąż w naszej wąskiej i ciemnej mentalności, przekonani, że tylko my jesteśmy umiłowani przez Boga i jedynie my jesteśmy posiadaczami jego zbawienia i jego tajemnic. W ten sposób myślał już naród wybrany, czego rezultatem było nierozpoznanie Zbawiciela, który przyszedł pośród nas.

Jk 5,1-6
Bogactwo, samo w sobie, nie jest ani złe, ani dobre. Problem powstaje wtedy, kiedy do nich przywiązujemy nasze serce. Są osoby, które mogłyby być szczęśliwe - i uczynić szczęśliwymi innych - dzięki licznym dobrom, które mają a.... pomimo nich właśnie, są nieszczęśliwe. Dlaczego? Problem tkwi w tym, że stają się one tak naprawdę niewolnikami tego, co mają, nie będąc już nawet w stanie żyć i normalnie funkcjonować bez swych dóbr. Nie umieją ich nawet dobrze wykorzystywać. W ten sposób staje się rzecz wprost odwrotna do normalnej sytuacji: zamiast umieć wykorzystywać rzeczy dla swego życia, wykorzystują swoje życie jedynie po to, by mieć, stając się sługami rzeczy. Dlatego też Słowo Boże jest tak bardzo twarde i nieugięte kiedy mówi o bogactwie: wszystkie te rzeczy kiedyś się zniszczą, przepadną i każdy kto na nich buduje swoje życie, kiedy przyjdzie ich koniec doświadczy ogromnego zniszczenia i pustki w swoim życiu. Jego życie legnie w gruzach. Wielkim problemem jest również fakt, że owa postawa wcale nie zależy od ilości posiadanych dóbr, ale od stopnia przywiązania się do nich. Te słowa zatem nie są skierowane jedynie do bogaczy, ale dotyczy również Ciebie.

Mk 9,38-43.45.47-48
Często aby żyć jako prawdziwy chrześcijanin trzeba być gotowym, aby dokonywać odważnych wyborów. Oczywiście nie chodzi tutaj o dosłowne okaleczanie się, ile raczej o zdolność odrzucenia i uczynienia ważnych cięć w naszym życiu, które wcale nie oznaczają, że są mniej bolesne, czy że kosztuje to mniej naszej krwi. To właśnie tylko wtedy, kiedy mamy odwagę do uczynienia tych wewnętrznych cięć i do życia Ewangelią bez żadnych kompromisów, możemy doświadczyć Jej wyzwalającej mocy. Pan nie chce osób smutnych i sfrustrowanych: On pragnie, abyśmy byli szczęśliwi. Ale przede wszystkim chce, abyśmy byli wolnymi i zdolni do pójścia za nim bez ciężarów i sytuacji, które mogłyby zagrozić w byciu Jego uczniem. Dlatego też pokładaj zawsze ufność w Panu, nawet jeśli prosi Cię o coś, co wydaje się być wielkim poświęceniem. Bardzo szybko doświadczysz nowej mocy w sobie.

Chcę dać się prowadzić Chrystusowi, pozwolić Mu pokochać mnie całkowicie, poznając całą prawdę o sobie samym, odcinając wszystko to, co w moich czynnościach budzi zgorszenie, wszystkie moje pragnienia i czyny, które nie prowadzą do Chrystusa, do mojej świętości, które są przyczyną moich grzechów.
To Ewangelia zachęca mnie do zdecydowanego wyeliminowania we mnie tego wszystkiego, co może stać się powodem zgorszenia. Może właśnie ten dzień Pański poświęcę na rozważenie tego zaproszenia. Moje ręce: budują czy niszczą? Moje stopy: zmierzają do wyznaczonego celu czy może uciekają od dobrych dróg? Moje oczy: widzą jeszcze Boga we wszystkim, co się wydarza wokół mnie?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz