piątek, 31 maja 2013

Sobór o... aktywności ludzkiej

(fot.: www.infosamochody.pl)
Człowiek nie jest istotą bierną. Został obdarzony rozumem i wolnością, które to pozwalają mu podejmować różnego rodzaju aktywność. Dziś o tym, jakie aktywności pochwala Sobór Watykański II, do jakiej aktywności tak naprawdę człowiek został powołany przez Boga i w jakich czynnościach ta aktywność, zamierzona w planie Bożym, się wyraża.

Sobór w Konstytucji o Kościele w świecie współczesnym Gaudium et Spes zauważa, że każdy może dostrzec wpisaną w ludzką naturę aktywność. Dostrzec to można bardzo szybko patrząc na rozwój wiedzy i techniki. Człowiek zawsze starał się swoją pracą i pomysłowością rozwijać swoje życie; dziś zaś, zwłaszcza dzięki wiedzy i technice, rozszerzył swoje panowanie i wciąż je rozszerza na całą prawie naturę. I tak głównie dzięki zwiększonym środkom różnorakiego kontaktu między narodami rodzina ludzka stopniowo uświadomiła sobie i stworzyła jedną na całym świecie wspólnotę. Dzięki temu człowiek wytwarza sobie dziś własnym trudem wiele dóbr, których przedtem oczekiwał przede wszystkim od sił wyższych (GS 33). Tej aktywności ludzkiej nie sposób zakwestionować,  rozglądając się wokół nas. Jak również nie można zaprzeczyć samowystarczalności człowieka w świecie, w którym się znajduje. Samemu, lub organizując się w różne grupy społeczne, potrafi samemu stworzyć, wyprodukować to, co dla niego konieczne. W ten sposób człowiek doprowadza do takiego rozwoju techniki, że zaczyna otaczać się coraz większą liczbą rzeczy, wynalazków i możliwości. Zaczyna tworzyć, wręcz wydawałoby się według człowieka, wszystkomogącą techniką. Dlatego piszą dalej Ojcowie Soborowi: W obliczu tego ogromnego wysiłku, ogarniającego już cały rodzaj ludzki, budzą się wśród ludzi pytania: jaki jest sens i jaka wartość tych wysiłków? Jak należy używać tych wszystkich rzeczy? Do jakiego celu zmierzają wysiłki czy to poszczególnych ludzi, czy ich społeczności? (tamże). Nie trzeba chyba dzisiaj nikomu udowadniać, że bardzo często taka ludzka aktywność wcale nie prowadzi do niczego dobrego. Pomyślmy jedynie o całej technice uzbrojenia, prowokującej żądzę jej wypróbowania. Dlatego trzeba dzisiaj, bardziej niż kiedyś, stawiać granice moralne i etyczne ludzkiej aktywności. Trzeba pokazywać ludzkości, w jaki sposób tą nową drogą, drogą techniki, postępować. Kościół strzegący depozytu słowa Bożego, z którego bierze zasady religijnego i moralnego porządku, nie zawsze mając na poczekaniu odpowiedź na poszczególne zagadnienia, pragnie światło Objawienia łączyć z doświadczeniem wszystkich ludzi, żeby oświetlać drogę, na jaką świeżo wkroczyła ludzkość (tamże). Proszę zwrócić uwagę, na piękne słowa Soboru: Kościół (...) nie zawsze mając na poczekaniu odpowiedź na poszczególne zagadnienia. Są to słowa, podkreślające, że Kościół nie czyni się nigdy specjalistą we wszystkich sprawach, szczególnie w świecie techniki i innych ludzkich aktywności. Dlatego też Kościół, zanim wypowie się na tematy, związane z innymi niż teologia dziedzinami (np. na polu medycyny, techniki, socjologii, polityki) pragnie zapoznać się z opiniami specjalistów w danych dziedzinach i poszczególnych dziedzin wiedzy. Dopiero później, na podstawie przedstawionych opinii, patrzy na sprawę poprzez Boże Objawienie. Puste są zatem słowa przeciwników Kościoła, krzyczących na całe gardło, że czarni nie mogą nic wiedzieć na temat rodziny, małżeństwa, polityki, techniki itp. Kościół nie ma na wszystko natychmiastowej odpowiedzi, dlatego Kościół nie potępia, nie próbuje zakrzyczeć, że kto myśli inaczej jest gorszy, ale Kościół pyta, szuka prawdy, radzi się innych, radzi się specjalistów. 

Kościół absolutnie nie potępia postępu ludzkiego, rozwoju nauki, medycyny i techniki. Nie robi tego, gdyż nie ma do tego żadnego prawa. Wręcz przeciwnie: pochwala i zachęca ludzi nauki i techniki do realizowania polecenia Bożego, które człowiek otrzymał na początku stworzenia świata. Dla wierzących jest pewne, że aktywność ludzka indywidualna i zbiorowa, czyli ów ogromny wysiłek, przez który ludzie starają się w ciągu wieków poprawić warunki swego bytowania, wzięty sam w sobie odpowiada zamierzeniu Bożemu. Człowiek bowiem, stworzony na obraz Boga, otrzymał zlecenie, aby rządził światem w sprawiedliwości i świętości, podporządkowując sobie ziemię ze wszystkim, co w niej jest, oraz żeby, uznając Boga Stwórcą wszystkiego, odnosił do Niego siebie samego i wszystkie rzeczy, tak aby przez poddanie człowiekowi wszystkiego przedziwne było po całej ziemi imię Boże (GS 34). Kościół zauważa nie tyle możliwość, ile wręcz konieczność rozwoju techniki i wszelkiej ludzkiej aktywności. Aktywność ta jednak, jak widzimy w powyższym tekście ma postawione pewne warunki. Jeśli bowiem człowiek cały świat, jak i polecenia czynienia go sobie poddanym, otrzymał od Pana Boga, to cała ludzka aktywność musi sama w sobie zakładać uznanie tegoż Boga ponad wszelką techniką. W rozwoju wszelkiej techniki nie można "bawić się w Boga", bo wtedy uznawałoby się człowieka o wiele ważniejszym od Boga. Człowiek nie może dokonywać tego, co "zarezerwowane jest dla Pana Boga" (np. możliwość powołania kogoś do życia lub odebrania komuś życia). Zawsze zatem wtedy, gdy technika nie uznaje Boga za Stwórcę, wykorzystuje technikę przeciw Bogu samemu i Jego darom, które człowiek od Niego otrzymał, Kościół ma prawo, a nawet obowiązek mówić: nie! Nie tędy powinna iść i rozwijać się ludzka aktywność. 


Cały czas mówimy tutaj o technice i nauce, ale jak zauważa Sobór, ludzka aktywność i te jej zasady, przedstawione przed chwilą, nie dotyczą jedynie ludzi nauki. Dotyczy to także zwykłych codziennych zajęć. Mężczyźni bowiem i kobiety, którzy zdobywając środki na utrzymanie własne i rodziny tak wykonują swoje przedsięwzięcia, by należycie służyć społeczeństwu, mogą słusznie uważać, że swoją pracą rozwijają dzieło Stwórcy, zaradzają potrzebom swoich braci i osobistym wkładem przyczyniają się do tego, by w historii spełniał się zamysł Boży (GS 34). Czemu ma zatem służyć moja aktywność, mój rozwój. Ma on służyć polepszeniu warunków życia. Tutaj pojawia się problem: polepszeniu warunków życia wszystkich ludzi: by należycie służyć społeczeństwu, zaradzają potrzebom swoich braci. Tutaj właśnie często pojawia się problem: aktywność ludzka ma służyć polepszeniu warunków życia wszystkich ludzi, nie tylko mojego własnego życia. Jeszcze gorzej, gdy moja aktywność służy  polepszeniu moich własnych warunków kosztem innych, a może nawet nie tylko moich potrzeb, ale zrealizowania moich własnych pragnień i przyjemności. Tylko taka aktywność, która służy polepszeniu warunków życia moich, ale jednocześnie i innych ludzi, całego społeczeństwa jest zgodna z zamysłem Bożym i staje się odpowiedzią na wezwanie Boże: czyńcie sobie ziemię poddaną. Tym bardziej chrześcijanie nie sądzą, jakoby dzieła zrodzone przez pomysłowość i sprawność ludzi przeciwstawiały się potędze Boga, a stworzenie rozumne stawało się jak gdyby współzawodnikiem Stwórcy; przeciwnie, są oni przekonani, że zwycięstwa rodzaju ludzkiego są oznaką wielkości Boga i owocem niewypowiedzianego Jego planu. Im zaś bardziej potęga ludzi rośnie, tym szerzej sięga odpowiedzialność zarówno jednostek, jak i społeczeństw. Stąd okazuje się, że nauka chrześcijańska nie odwraca człowieka od budowania świata i nie zachęca go do zaniedbywania dobra bliźnich, lecz raczej silniej wiąże go obowiązkiem wypełniania tych rzeczy (GS 34). Poprzez dobrze pojętą i realizowaną aktywność, człowiek staje się nie kimś ponad Bogiem, ale staje się Jego współpracownikiem w dziele stworzenia. Nadaje to człowiekowi jeszcze większą wartość. 

Niektórzy obawiają się, jak zauważa Sobór, aby z takiego ujęcia i połączenia ludzkiej aktywności z religią nie wynikły trudności dla autonomii ludzi, społeczeństw czy nauk (GS 36). Autorzy tego typu twierdzeń uważają, że religia jest czynnikiem blokującym rozwój i postęp. Czym jest jednak owa autonomia nauki? Czy ma być jedynie możliwością zaspokajania własnych potrzeb i zachcianek w sposób jak najbardziej wolny, bez żadnych ograniczeń? Jeśli przez autonomię w sprawach ziemskich rozumiemy to, że rzeczy stworzone i społeczności ludzkie cieszą się własnymi prawami i wartościami, które człowiek ma stopniowo poznawać, przyjmować i porządkować, to tak rozumianej autonomii należy się domagać; nie tylko bowiem domagają się jej ludzie naszych czasów, ale odpowiada ona także woli Stwórcy. Wszystkie rzeczy bowiem z samego faktu, że są stworzone, mają własną trwałość, prawdziwość, dobroć i równocześnie własne prawa i porządek, które człowiek winien uszanować, uznawszy właściwe metody poszczególnych nauk czy sztuk. Dlatego też badanie metodyczne we wszystkich dyscyplinach naukowych, jeżeli tylko prowadzi się je w sposób prawdziwie naukowy i z poszanowaniem norm moralnych, naprawdę nigdy nie będzie się sprzeciwiać wierze, sprawy bowiem świeckie i sprawy wiary wywodzą swój początek od tego samego Boga (tamże). Nie ma zatem jakiegokolwiek przeciwstawienia się wiary nauce i technice. Problem pojawia się wtedy, gdy pod hasłem "nauki", czy "techniki" próbuje się przemycić niejako to, co nimi tak naprawdę nie jest, wykorzystując rzeczy dobre, do czynów moralnie niedopuszczanych. Aktywność, która powoduje rozwój osoby lub grupy osób, kosztem innych, nawet często za cenę zdrowia i życia innych, nigdy nie może być zwana technikę, czy też nauką. Jeśli jednak człowiek odkrywa rzeczy materialne, rozwija je, stara się je poznać i wykorzystać dla dobra siebie i społeczeństwa, nigdy nie wykracza również przeciwko wierze. I jest to niezależne od wyznania uczonego. Owszem, kto pokornie i wytrwale usiłuje zbadać tajniki rzeczy, prowadzony jest niejako, choć nieświadomie, ręką Boga, który wszystko utrzymując sprawia, że rzeczy są tym, czym są. Dlatego niechaj wolno będzie wyrazić ubolewanie nad niektórymi postawami umysłowymi, jakich dawniej na skutek nie dość jasno rozumianej słusznej autonomii nauk nie brakowało także między samymi chrześcijanami, a które wywoławszy waśnie i spory doprowadziły umysły wielu do przeciwstawienia wiary i wiedzy (tamże). Kiedy doszło do tego rozdzielenia wiary od wiedzy, co do dzisiaj próbuje się wmawiać ludziom? Wtedy, gdy zaczęto niepoprawnie używać wspomnianego już słowa "autonomia". Zaczęto je używać jedynie po to, aby móc tzw. "technice" nie stawiać żadnych granic, w celu zaspokajania żądzy władzy, pieniądza, kariery itd. Ludzka aktywność zawsze wypływa od człowieka, dlatego też na człowieka musi być ukierunkowana. W ramach rozwoju nauki i techniki nie ma prawa ucierpieć żadne ludzkie istnienie. Jeśli jest inaczej mamy do czynienia z czymś, co pod słowem "technika" i "nauka" się jedynie ukrywa, ale naprawdę nie ma z nimi nic wspólnego. 

Sobór zauważa również, że do odpowiedniego rozwoju nauki i techniki, czyli do odpowiedniego rozumienia rzeczy materialnego, tego, w jaki sposób wykorzystywać je, czemu mają służyć potrzebna jest również edukacja. Już ta najwcześniejsza, od najmłodszych lat. Rodzina jest w pierwszym rzędzie jakby matką i żywicielką tego wychowania; w niej to dzieci, otoczone miłością, łatwiej przyuczają się do właściwego porządku rzeczy, gdy jakby naturalnie przenikają do ich dusz z biegiem lat młodzieńczych wypróbowane formy kultury ludzkiej (GS 61). W rodzinie trzeba się nauczyć, że wszystko, co człowiek tworzy, także kultura ma służyć człowiekowi, a nie go krzywdzić, czy wręcz niszczyć.

Oprócz wspomnianych limitów, jest jeszcze jeden, bardzo ważny element ludzkiej aktywności: odpoczynek. Chyba nie trzeba nikogo uświadamiać, co dzieje się z człowiekiem nieustannie pracującym. Niech wolny czas będzie użyty należycie dla odprężenia duchowego, wzmocnienia zdrowia psychicznego i fizycznego przez swobodne zajęcia i studia, przez podróże w obce strony (turystyka), dzięki którym doskonali się umysł i ludzie wzbogacają się przez wzajemne poznanie; dalej, przez ćwiczenia i pokazy sportowe, które także w społeczeństwie przyczyniają się do utrzymywania równowagi ducha, jak i do braterskich stosunków między ludźmi wszelkiego stanu, narodowości i różnych ras. Niech więc chrześcijanie współpracują w tym, żeby duch ludzki i chrześcijański przepajał właściwe naszej epoce przejawy kultury i działanie zbiorowe. Jednakże te wszystkie udogodnienia nie zdołają doprowadzić wychowania człowieka do pełni jego kultury, jeśli równocześnie zaniedba się głębokie pytanie o sens, jaki kultura i wiedza mają dla osoby ludzkiej (GS 61). Ostatnie stwierdzenie, bardzo ważne: zanim zaczniesz cokolwiek czynić, zastanów i zapytaj się: jaki to ma sens?, co chcesz naprawdę przez to osiągnąć?, jakie znaczenie będzie to miało nie tylko dla ciebie, ale i dla tych, którzy przyjdą po tobie?

Oczywiście, każdy z nas jest w stanie zrozumieć konieczność dobra, wypływającego z techniki. Dla nas, chrześcijan, jest ono jeszcze bardziej zrozumiałe, patrząc na Słowo Boże. Jezus, stawszy się człowiekiem, uczy nas nowej zasady postępowania. Objawia nam (...), że "Bóg jest miłością" (1 J 4, 8), a zarazem uczy, że prawem fundamentalnym doskonałości ludzkiej, a w następstwie tego i prawem przekształcania świata, jest nowe przykazanie miłości. Tych więc, którzy wierzą miłości Bożej, upewnia, że droga miłości otwiera się dla wszystkich ludzi, oraz że nie jest daremny wysiłek skierowany ku przywróceniu powszechnego braterstwa. Zarazem upomina, żeby szukać tej miłości, nie w samych tylko wielkich sprawach, lecz również, i to przede wszystkim, w powszednich okolicznościach życia (GS 38). Podstawą zatem wszelkiej aktywności dla chrześcijanina jest prawdziwa miłość do siebie i do innych. Ona daje nam zapewnienie, że kierując się nią, zarówno w codziennych, drobnych sprawach, jak i w wielkich dziełach nauki i techniki, nigdy nie wyrządzimy krzywdy drugiemu, nigdy nie rozminiemy się z prawdziwym rozwojem i postępem.   

Można jednak pomyśleć, że nie potrzebna jest nam aktywność i troska o rozwój świata, bo przecież, nasza Ojczyzna jest w niebie, a ta kiedyś przeminie. Odpowiada Sobór: Nie znamy czasu, kiedy ma zakończyć się ziemia i ludzkość, ani nie wiemy, w jaki sposób wszechświat ma zostać zmieniony. Przemija wprawdzie postać tego świata zniekształcona grzechem, ale pouczeni jesteśmy, że Bóg gotuje nowe mieszkanie i nową ziemię, gdzie mieszka sprawiedliwość, a szczęśliwość zaspokoi i przewyższy wszelkie pragnienia pokoju, jakie żywią serca ludzkie. (...) Słyszymy wprawdzie, że na nic człowiekowi się nie przyda, jeśli cały świat zyska, a siebie samego zatraci. Oczekiwanie jednak nowej ziemi nie powinno osłabiać, lecz ma raczej pobudzać zapobiegliwość, aby uprawiać tę ziemię, na której wzrasta owe ciało nowej rodziny ludzkiej, mogące dać pewne wyobrażenie nowego świata. Przeto, choć należy starannie odróżniać postęp ziemski od wzrostu Królestwa Chrystusowego, to przecież dla Królestwa Bożego nie jest obojętne, jak dalece postęp ten może przyczynić się do lepszego urządzenia społeczności ludzkiej. Jeżeli krzewić będziemy na ziemi w duchu Pana i wedle Jego zlecenia godność ludzką, wspólnotę braterską i wolność, to znaczy wszystkie dobra natury oraz owoce naszej zapobiegliwości, to odnajdziemy je potem na nowo, ale oczyszczone ze wszystkiego brudu, rozświetlone i przemienione, gdy Chrystus odda Ojcu "wieczne i powszechne królestwo: królestwo prawdy i życia, królestwo świętości i łaski, królestwo sprawiedliwości, miłości i pokoju". Na tej ziemi Królestwo obecne już jest w tajemnicy; dokonanie zaś jego nastąpi z przyjściem Pana (GS 39). Nie jest bowiem Bogu obojętne to, w jaki sposób zarządzasz tym, czym cię obdarzył tutaj na ziemi. Można by powiedzieć, w ogromnym skrócie, że Bóg chce zobaczyć, czy potrafisz dobrze wykorzystywać Jego dary, w odpowiedni sposób tak, aby przynosiły dobre owoce dla ciebie i dla innych. Czy potrafisz przez to stać się Jego współpracownikiem. Wszak to właśnie ci, którzy pomnożyli dane przez Boga, otrzymali Królestwo niebieskie. 

Dlatego Kościół nie przestaje zachęcać ludzi do wszelkiego rodzaju aktywności. Chrześcijanie, którzy biorą czynny udział w dzisiejszym postępie ekonomiczno- społecznym i walczą o sprawiedliwość i miłość, niech będą przekonani, że wiele mogą się przez to przyczynić do dobrobytu ludzkości i pokoju światowego. W tej działalności niech świecą przykładem i jako jednostki, i jako organizacje. Mianowicie gdy zdobędą wiedzę fachową i doświadczenie, które są bezwzględnie konieczne, niech zachowują w działalności doczesnej należny porządek, przez wierność Chrystusowi i Jego Ewangelii, tak by całe ich życie, zarówno osobiste jak i społeczne, przepajał duch ośmiu błogosławieństw, a szczególnie ubóstwa (GS 72). Jakże to sprzeczne z chęcią tak wielu dzisiaj, aby chrześcijanie byli wierzącymi jedynie w swych domach a publicznie, w miejscu pracy, zachowywali się tak, jakby Boga nie było. A Sobór zachęca, aby to właśnie ze względu na Boga chrześcijanie stawali się prawdziwym przykładem zaangażowania w sprawy społeczne. Kto będąc posłuszny Chrystusowi, szuka najpierw Królestwa Bożego, czerpie stąd silniejszą i czystszą miłość dla wspomagania swych braci i dla dokonania dzieła sprawiedliwości pod natchnieniem miłości (tamże). Sobór upomina chrześcijan, obywateli obydwu społeczności, aby przykładali się do wiernego wypełniania swych obowiązków ziemskich, kierując się w tym duchem Ewangelii. Odstępują od prawdy ci, którzy wiedząc, że nie mamy tu trwałego państwa, lecz że poszukujemy przyszłego, mniemają, iż mogą wobec tego zaniedbywać swoje obowiązki ziemskie, nie bacząc na to, że na mocy samej wiary bardziej są zobowiązani wypełniać je według powołania, jakie każdemu jest dane. Ale nie mniej błądzą ci, którzy na odwrót sądzą, że mogą tak się pogrążać w interesach ziemskich, jakby one były całkiem obce życiu religijnemu, ponieważ to ostatnie polega, wedle ich mniemania, na samych aktach kultu i wypełniania pewnych obowiązków moralnych. Rozłam między wiarą wyznawaną a życiem codziennym, występujący u wielu, trzeba zaliczyć do ważniejszych błędów naszych czasów. (...) Niechże się więc nie przeciwstawia sobie błędnie czynności zawodowych i społecznych z jednej, a życia religijnego z drugiej strony. Chrześcijanin, zaniedbujący swoje obowiązki doczesne, zaniedbuje swoje obowiązki wobec bliźniego, co więcej, wobec samego Boga i naraża na niebezpieczeństwo swoje zbawienie wieczne. Niech więc raczej cieszą się ci chrześcijanie, którzy poszli za wzorem Chrystusa, trudniącego się rzemiosłem, że mogą wykonywać wszystkie swoje przedsięwzięcia ziemskie, łącząc ludzkie wysiłki domowe, zawodowe, naukowe czy techniczne w jedną życiową syntezę z dobrami religijnymi, pod których najwyższym kierunkiem wszystko układa się na chwałę Boga (GS 43).

W podobny sposób o ludzkiej działalności wypowiada się Sobór w dekrecie o świeckich Apostolicam Actuositatem: Apostolstwo w środowisku społecznym, a mianowicie staranie się o kształtowanie w duchu chrześcijańskim sposobu myślenia i obyczajów, praw oraz ustroju własnej społeczności, jest tak dalece zadaniem i obowiązkiem świeckich, że inni nigdy nie potrafią go należycie wypełnić. Na tym polu świeccy mogą apostołować między podobnymi sobie. Tutaj uzupełniają świadectwo życia świadectwem słowa. Tutaj w środowisku pracy czy zawodu, studiów czy miejsca zamieszkania, rozrywki czy spotkań towarzyskich mają odpowiedniejszą sposobność wspomagania braci. To posłannictwo Kościoła w świecie wypełniają świeccy przede wszystkim przez zgodność życia z wiarą, dzięki czemu stają się światłością świata; przez swoją rzetelność w każdym zajęciu, dzięki której pociągają wszystkich do umiłowania prawdy i dobra, a wreszcie do Chrystusa i Kościoła; przez miłość braterską, dzięki której biorąc udział w życiu, pracach, cierpieniach i dążnościach swych braci, powoli i niepostrzeżenie przygotowują serca wszystkich na działanie łaski zbawczej; przez ową pełną świadomość swojej roli w budowaniu społeczeństwa, dzięki której z chrześcijańską wielkodusznością starają się wypełniać swoje czynności domowe, społeczne i zawodowe. Tą drogą ich sposób postępowania przenika powoli środowisko, w którym żyją i pracują. To apostolstwo winno obejmować wszystkich ludzi danego środowiska i nie pomijać żadnego dobra duchowego czy doczesnego, które da się osiągnąć. Prawdziwi jednak apostołowie, nie zadowalając się tylko samą tą działalnością, usiłują głosić Chrystusa bliźnim także i słowem. Wielu bowiem ludzi może usłyszeć Ewangelię i poznać Chrystusa jedynie za pośrednictwem bliskich im osób świeckich (AA 13). 

Proszę zwrócić uwagę, jak bardzo chrześcijaństwo nadaje, a raczej dopełnia sensu ludzkiej aktywności. Bez wątpienia, jak zauważyliśmy na początku, człowiek jest powołany do aktywności, w celu ulepszania życia swego i innych ludzi, angażując się w różnego rodzaju prace społeczne. I jak każdy człowiek potrafi wydedukować, jedynie taki postęp, i taka aktywność jest dobra, która przynosi dobro wszystkim, a nie jednostce kosztem innych. Tak chrześcijańska aktywność dodaje: to dobro masz czynić ze względu na przykazanie miłości, mówiące właśnie o wzajemnej pomocy; i jako chrześcijanin masz je czynić tak, aby stać się przez to dodatkowo apostołem, tym który swoim życiem świadczy o Jezusie. 

Chrześcijańska aktywność nie może zatem ograniczać się jedynie do czynienia dobra, ale winna pójść ponad to, do apostolstwa, świadczenia o Jezusie w środowisku jego własnej aktywności.

Na podstawie powyższych rozważań, nie dziwmy się, że Kościół zawsze będzie głośno wypowiadał się przeciwko wszelkiego rodzaju "technikom" i "naukom", które szkodzą choćby jednej istocie ludzkiej. Prawdziwy postęp, technika i nauka, nigdy nie skrzywdzą żadnego stworzenia ludzkiego, choćby nie wiadomo jak był mały.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz